niedziela, 30 grudnia 2012
słów kilka wprowadzenia...
Tak się zaczęła nasza współna podróż...tego dnia zrozumiałam, że teraz jestem mamą, że nie ma już mnie, teraz na zawsze będziemy we dwie...
.....kilkanaście godzin wcześniej......
...od szpitala do szpitala...
Ciąża nie przebiegała różowo, pomijając poranne mdłości, bóle brzucha itp...pomimo diety dopadła nas cukrzyca, no i zaczęło się, pomiary glukometrem kilka razy dziennie, palcami nie mogłam się czasem dotknąć tak były obolałe od igiełki, no i zastrzyki z insuliny...pikuś...potem było leżenie, właściwie prawie leżenie w fotelu, za wcześnie pojawiły się skurcze...no ale walentynki, wiadomo, ostatnie we dwoje, kino, kolacja....coś mnie już brało.....15 lutego pojechałam do szpitala na Kliniczną, no nie ma miejsc, Pani nie wymyśla, na korytarzu chce Pani leżeć...
...w sumie to fajnie jak w wieku 26 lat ludzie cię traktują jak gówniarę, która wpadła na szkolnej wycieczce, młodo wyglądam, ubieram się zazwyczaj młodzieżowo, w ciązy sie nie malowałam....ale w ciąży poczułam co przeżywają nastoletnie matki....
... No to pojechałam na Zaspę, niby KTG ok, nie ma decyzji...zmiana dyżuru, kolejny lekarz robi USG...zostaje Pani na patologii....ulżyło mi, że nareszcie ktoś potraktował mnie poważnie.....w nocy 15 lutego odeszły mi wody - za wczesnie myślę sobie - pielęgniara na dyżurze każe ściągać majtki na korytarzu - chyba ci się dziecko wydaje - nie wydaje...na wózek i na porodówkę...telefon do tatusia - czemu on nie śpi o 2 w nocy???.....
...no i tu się zaczyna akcja rodzić po ludzku kurna - raczej nikt o tym nie słyszał w tym szpitalu - nikt nie radzi jak ćwiczyć, jak przetrwać skurcze po oksytocynie - tracę świadomość - nie pamiętam tych 16 godzin, prychania położnych, że gówniara nie ma rozwarcia, że jęczy, że ją boli, że narzeka, chciała to ma, tatuś też zaciska zęby bo chce przywalić każdemu naokoło - zaczynają się przygotowania do cesarki - córcia chyba to podsłyszała - nagle krzyczę do tatusia, że to już...i się zaczęło, widać główkę...szybko...szybko...za późno....i po wszystkim........a raczej to dopiero początek.........
......5 minut razem.......
.....potem cisza.........
......pamiętam jakby to było wczoraj - może się uda - szkoda, że po szoku porodowym nie mogłam się rzucić na tego pediatrę - może - jak to może, 16 godzin porodu i tylko może......wbrew pielęgniarką po 3 godzinach wstałam i o własnych siłach człapałam się na OIOM......rany, jak tam było okropnie, tyle rurek, piszczących maszyn........strach.......dali jakieś papierki, na to pomożemy ale uszkodzimy wzrok i słuch.......przeciez nie jestem bogiem.......
.......a potem ta samotność na oddziale - z bólu nie miałam pokarmu, zero zainteresowania, znów traktowanie na nastolatkę......nikt nie mówił, że będzie łatwo.....ale dziękuję światu, że właśnie na Zaspę trafiłyśmy, najlepszy oddział Neonatologii - uratowali Gabrysię - po 2 tygodniach byłyśmy razem....
i zaczęła się nasza historia życia.......
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz