A teraz konkursowo z mega branzoletkami :)
piątek, 18 stycznia 2013
konkursowo
Mam kilka deezee w kolekcji i napewno jeszcze kilka kupię :) niebanalne są a wyprzedaże super ;)
A teraz konkursowo z mega branzoletkami :)
A teraz konkursowo z mega branzoletkami :)
środa, 9 stycznia 2013
słów kilka o zbędnikach nocnikowych
No i w tym temacie kolejne obalanie mitów :)
Jak to ja się strasznie bałam tego odpieluchowania...po opowieściach wizja się przede mną rozcierała wiecznego prania gaciorów, zsikanych kanap, dywanów itp, wiecznie rozwieszone gdzie się da gacie, spodnie koce itp itp...
I tu po raz kolejny mnie moja Córa zaskoczyła :D jak w przypadku odsmoczkowania.
Odwlekałam ile mogłam ten dzień aż powiedziałam basta, i tak się stać to musi wcześniej czy później więc zaczełam jak tylko luźniejsze wiosenne rzeczy poszły w ruch i można było spokojnie na łonie natury zdjąć Córze majciochy i ku ogólnemu oburzeniu seniorek odpoczywających w Uzdrowisku obsikać Córą krzaczek w parku :) Gabi miała wtedy dwa lata i trzy miesiące. Nie komplikujcie sobie życia i odpieluchowujcie wiosną/latem, do jesieni standardowy maluch to opanuje a im mniej warst tym lepiej :)
Zaczęło się niewinnie, od robienia kupki. Nie wiem jak wy ale mnie to najbardziej męczyło, to wycieranie pupska, kremowanie i miauczenie Córy, że boli. A wizja kupki w nocniku wydawała mi się wybawieniem :) no więc jak tylko widziałam, że Córa idzie w kąt i strzela buraka w doskoku rozbierałam i przy uśpionej czujności zdejmowałam pieluchę i sadzałam na nocniku, kilka razy był bunt ale i Córa zobaczyła, że tak jest fajniej i czyściej :) w przerwach mała miała pieluchę na siusianie ale często i ono się złapało no nocnika. A ja lubię małe kroczki we wszystkim...
Tutaj mogę przedstawić nasz pierszy przyrząd wspomagający odpieluszkowanie :) Moim zdaniem wszelkie grająco klaskająco migające ustrojstwa zą zbędnym wydatkiem, przecież potrzeba fizjologiczna to nie zabawa a jak maluch nie chce się pozbyć pieluchy to zamienianie tego w zabawę mija się z celem.
Dla mojej Córy wystarczającą zachętą było mamine - Jestem z ciebie dumna...
i do tej pory potrafi mnie zagiąc
-Mamuś jesteś ze mnie dumna??
Ale akurat zazwyczaj wtedy jak ma jakiś wyjątkowo głupi pomysł i wie, że mogę się lekko zdenerwować. Wogóle to odzywki mojego upierdliwca mogą posłużyć za scenariusz typu Gabi sama w domu :D
Jak widzicie była z nami już jakiś czas nim nastąpiło jej właściwe użytkowanie no ale trzeba się oswoić z takimi sprzętami. Nasza kaczucha kosztowała zawrotne 15zł, z bajerów to miała uchwyty i piszczek, zaleta to zdejmowana przednia część, jak na obrazku wyżej można było zrobić normalny nocnik. Córa trzymała się rączek i łatwiej jej było na początku samej się załatwiać a piszczała prawię wogóle, ot chciałam bardziej przyjaznego ale jednocześnie zwykłego nocnika.
Kolejnym etapem było całkowite zdjęcie pieluchy w domu ale jeszcze wyjścia z domu była pielucha no i do auta itp...w domu wiosna, cieplej, można w samych majciorach latać...i możecie mi nie wierzyć ale na początku nie mieliśmy niespodzianek. Spokojnie co godzinkę/dwie zdejmowałyśmy majteczki i chwilę na nocniku sobie Córa posiedziała. Jak nie leciało to luz, zazwyczaj 5/10 minut wystarczy. Jak nie chciała siadać to luz, następna próba po pół godzinie. Może zdarzyło jej się ze dwa razy zmoczyć majciochy. No a na kanapie czy fotelu kładłam podkład i dopiero na tym Córa siadała i był spokój.
Schody zaczęły się gdy na spacery też już nie zakładałam pieluchy. Wiadomo, że przy zabawie maluch się zapomina. Ale tu ze spokojem nosiłam poprostu kilka zmian rzeczy od pasa w dół. Niestety Córa bardzo przeżywała takie wypadki. Choć zawsze ją wysadzałam przed wyjściem kilka razy jej się zdarzyło niezdążyć zakomunikować potrzeby. Choć komunikowanie polegało na kwaśnej minie i złapaniu się za majtki, najczęściej jak juz poczuła mokro...No ale to też poszło przeżyć :)
Najważniejsze to nie zdołować dziecka i zagonić do wspomagania całą rodzinę. Jaki ma sens, że my chcemy odpieluchować i zdejmiemy pampersa jak dziecko pojedzie do dziadków a im wygodniej pieluche rypać na pupsko dziecka. W naszym przypadku to Gabrysia się bardziej denerwowała wypadkami niż ja i musiałam ją uspokajać bo wrażliwe to to jest od urodzenia ;) a dziadkowe - a co jak, a co kiedy ..kwitowałam to obsika, to się upierze, to się kupi itp
Kryzys przyszedł latem, po kilku tygodniach postępów Córa odmówiła siadania na nocnik... W między czasie pozwoliłam sobie na większy wydatek i zakupiłam przenośny nocnik
Dla nas był idealny, można go złożyć i postawić na trwace, można rozłożyć i położyć na toalecie. A lubimy być z Córą w ciągłym ruchy, dużo podróżujemy no a do tego mamine kłopoty z barkami i lżej mi było rozstawić nocnik nić trzymać Córę na rękach no i nic nie obsikiwała dookoła :) do tego jest mały, w woreczku i warto było go kupić. Nazywa się Potette Plus. Można dokupić do niego worki i wtedy nawet w pocągu czy w aucie dzieciak może sobie siusiu zrobić ;)
No więc Córa odrzuciła nocnik, trzeba było coś wymyślić. Gabrysia upgrejdowała się sama i zarządała korzystania z dużej toalety. Więc skończyło się samodzielne siusianie, trzeba było uważać kiedy Córa poleci do łązienki i podsadzać ją na podkładkę. Tych jest mnóstwo, ale my po raz kolejny sięgneliśmy po coś z marketu i kupiliśmy najtańszą ale z profilem by nasza mała pupka nie wpadła do tojleta ;) coś podobnego
No i Córa tak tego używała no ale przyszła pora na naukę rozbierania i pomyślenia jak by tu jej pomóc w samodzielnym korzystaniu z toalety. Natrafiłam w końcu na taki bajer :)
Jak to ja się strasznie bałam tego odpieluchowania...po opowieściach wizja się przede mną rozcierała wiecznego prania gaciorów, zsikanych kanap, dywanów itp, wiecznie rozwieszone gdzie się da gacie, spodnie koce itp itp...
I tu po raz kolejny mnie moja Córa zaskoczyła :D jak w przypadku odsmoczkowania.
Odwlekałam ile mogłam ten dzień aż powiedziałam basta, i tak się stać to musi wcześniej czy później więc zaczełam jak tylko luźniejsze wiosenne rzeczy poszły w ruch i można było spokojnie na łonie natury zdjąć Córze majciochy i ku ogólnemu oburzeniu seniorek odpoczywających w Uzdrowisku obsikać Córą krzaczek w parku :) Gabi miała wtedy dwa lata i trzy miesiące. Nie komplikujcie sobie życia i odpieluchowujcie wiosną/latem, do jesieni standardowy maluch to opanuje a im mniej warst tym lepiej :)
Zaczęło się niewinnie, od robienia kupki. Nie wiem jak wy ale mnie to najbardziej męczyło, to wycieranie pupska, kremowanie i miauczenie Córy, że boli. A wizja kupki w nocniku wydawała mi się wybawieniem :) no więc jak tylko widziałam, że Córa idzie w kąt i strzela buraka w doskoku rozbierałam i przy uśpionej czujności zdejmowałam pieluchę i sadzałam na nocniku, kilka razy był bunt ale i Córa zobaczyła, że tak jest fajniej i czyściej :) w przerwach mała miała pieluchę na siusianie ale często i ono się złapało no nocnika. A ja lubię małe kroczki we wszystkim...
Tutaj mogę przedstawić nasz pierszy przyrząd wspomagający odpieluszkowanie :) Moim zdaniem wszelkie grająco klaskająco migające ustrojstwa zą zbędnym wydatkiem, przecież potrzeba fizjologiczna to nie zabawa a jak maluch nie chce się pozbyć pieluchy to zamienianie tego w zabawę mija się z celem.
Dla mojej Córy wystarczającą zachętą było mamine - Jestem z ciebie dumna...
i do tej pory potrafi mnie zagiąc
-Mamuś jesteś ze mnie dumna??
Ale akurat zazwyczaj wtedy jak ma jakiś wyjątkowo głupi pomysł i wie, że mogę się lekko zdenerwować. Wogóle to odzywki mojego upierdliwca mogą posłużyć za scenariusz typu Gabi sama w domu :D
No więc przedstawiam naszą kaczuszkę :)
Jak widzicie była z nami już jakiś czas nim nastąpiło jej właściwe użytkowanie no ale trzeba się oswoić z takimi sprzętami. Nasza kaczucha kosztowała zawrotne 15zł, z bajerów to miała uchwyty i piszczek, zaleta to zdejmowana przednia część, jak na obrazku wyżej można było zrobić normalny nocnik. Córa trzymała się rączek i łatwiej jej było na początku samej się załatwiać a piszczała prawię wogóle, ot chciałam bardziej przyjaznego ale jednocześnie zwykłego nocnika.
Kolejnym etapem było całkowite zdjęcie pieluchy w domu ale jeszcze wyjścia z domu była pielucha no i do auta itp...w domu wiosna, cieplej, można w samych majciorach latać...i możecie mi nie wierzyć ale na początku nie mieliśmy niespodzianek. Spokojnie co godzinkę/dwie zdejmowałyśmy majteczki i chwilę na nocniku sobie Córa posiedziała. Jak nie leciało to luz, zazwyczaj 5/10 minut wystarczy. Jak nie chciała siadać to luz, następna próba po pół godzinie. Może zdarzyło jej się ze dwa razy zmoczyć majciochy. No a na kanapie czy fotelu kładłam podkład i dopiero na tym Córa siadała i był spokój.
Schody zaczęły się gdy na spacery też już nie zakładałam pieluchy. Wiadomo, że przy zabawie maluch się zapomina. Ale tu ze spokojem nosiłam poprostu kilka zmian rzeczy od pasa w dół. Niestety Córa bardzo przeżywała takie wypadki. Choć zawsze ją wysadzałam przed wyjściem kilka razy jej się zdarzyło niezdążyć zakomunikować potrzeby. Choć komunikowanie polegało na kwaśnej minie i złapaniu się za majtki, najczęściej jak juz poczuła mokro...No ale to też poszło przeżyć :)
Najważniejsze to nie zdołować dziecka i zagonić do wspomagania całą rodzinę. Jaki ma sens, że my chcemy odpieluchować i zdejmiemy pampersa jak dziecko pojedzie do dziadków a im wygodniej pieluche rypać na pupsko dziecka. W naszym przypadku to Gabrysia się bardziej denerwowała wypadkami niż ja i musiałam ją uspokajać bo wrażliwe to to jest od urodzenia ;) a dziadkowe - a co jak, a co kiedy ..kwitowałam to obsika, to się upierze, to się kupi itp
Kryzys przyszedł latem, po kilku tygodniach postępów Córa odmówiła siadania na nocnik... W między czasie pozwoliłam sobie na większy wydatek i zakupiłam przenośny nocnik
Dla nas był idealny, można go złożyć i postawić na trwace, można rozłożyć i położyć na toalecie. A lubimy być z Córą w ciągłym ruchy, dużo podróżujemy no a do tego mamine kłopoty z barkami i lżej mi było rozstawić nocnik nić trzymać Córę na rękach no i nic nie obsikiwała dookoła :) do tego jest mały, w woreczku i warto było go kupić. Nazywa się Potette Plus. Można dokupić do niego worki i wtedy nawet w pocągu czy w aucie dzieciak może sobie siusiu zrobić ;)
No więc Córa odrzuciła nocnik, trzeba było coś wymyślić. Gabrysia upgrejdowała się sama i zarządała korzystania z dużej toalety. Więc skończyło się samodzielne siusianie, trzeba było uważać kiedy Córa poleci do łązienki i podsadzać ją na podkładkę. Tych jest mnóstwo, ale my po raz kolejny sięgneliśmy po coś z marketu i kupiliśmy najtańszą ale z profilem by nasza mała pupka nie wpadła do tojleta ;) coś podobnego
No i Córa tak tego używała no ale przyszła pora na naukę rozbierania i pomyślenia jak by tu jej pomóc w samodzielnym korzystaniu z toalety. Natrafiłam w końcu na taki bajer :)
i cała rodzina się od razu zakochała w drabince :) składa się na płasko i można ją schować :) na początku cały czas stała na toalecie i trzeba było pamiętać, czasami Córa wołała jak nie mogła (lub nie chciało jej się ) zdjąć sama dołu i trzeba było asekurować. Na chwilę obecną korzystamy z tego chyba z czwarty miesiąc i Córa jest na etapie, że sama idzie do toalety, podnosi klapę i stawia sobie schodki, potem zdejmuje, składa i spuszcza wodę :)
No i jestem dumna z tej mojej Córy okropnie :D
sobota, 5 stycznia 2013
cuda cuda candyyyyy :)
No bajeczka po prostu :) idealne do mojego rudego, przechodzącego w srebrny, gdyż zaniechałam ostatnio farbowania ;) a nóż ktoś zacznie mnie traktować jak przystało na moje PRAWIE 30 :D
coś nietuzinkowego i wspaniała inspiracja
Jako, że jestem wielką fanką hand-made i kocham takie cudeńka polecam tą stronę serdecznie
Wybieracie się na ślub??
Szukacie niebanalnej kartki dla przyjaciólki??
Nie możecie znaleźć nietuzinkowego kalendarza dla mamy??
Zajrzyjcie tam koniecznie. Wyjątkowe kartki, notesiki, kalendarze, wszystko piękne, ręcznie robione, na zamówienie.
Mało tego, jak lubicie same coś powycinać i posklejać można poszukać inspiracji i zakupić piękne papiery i pierdułki do ozdabiania :)
czwartek, 3 stycznia 2013
100 dni płaczu
Dziś chciałam się z wami podzielić doświadczeniem przeżycia 100 dni płaczu ukochanej małej istotki czyli o kolce niemowlęcej.
No i niestety drogie mamy, te 100 dni trzeba przeżyć (choć naprawdę to nie liczyłam ile to tak naprawdę trwa) i w większości dostepnych środków nie wyeliminuję tej doleglowości a jedynie ją trochę złagodzi. W naszym przypadku kolka miała naprawdę ekstremalny przebieg, Córa darła się w niebogłosy jak rozdzierana na kawałki, co moje mamine serce też łamało na części. Ile ja bym wtedy dała, żeby to minęło...później się okazało iż to nietolerancja na białko, do tego doszedł refluks, chlustające wymioty itp...no ale od kolek sie zaczęło, a późniejsza diagnoza nie zachamowała by tej doleglowości i tak.
Wieczory i noce są oczywiście najgorsze ale w przypadku mojej Córy kolka atakowała z nienacka nawet na spacerkach, co oczywiście spotykało się od razu z ukratkowymi spojrzeniami i szeptami w stylu - wzieli gówniare za nianie i nie umie nawet dziecka uspokoić. A możecie mi wierzyć (lub same się przekonałyście/przekonacie), że kolka to przeciwnik atakujący najsłabszy wasz punkt w najmniej oczekiwanym momencie i z takiej strony, że nawet się ręką nie zasłonicie.
Poniżej parę sprawdzonych sposobów, które pomagały trochę ulżyć naszej okruszynie.
Po pierwsze kropelki, pomagały trochę, obecnie na rynku jest spory wybór, za czasów naszej kolki był Espumisan - ale on miałam wrażenie nie działał no i polecane do tej pory niemieckie Sab Simplex - one rzeczywiście koiły brzuszek, w naszym przypadku nie było trudno ich zdobyć bo mam w Szwablandzie rodzinkę, która szybko nam wysłała zapas, ale na forum mozna znaleźć osoby handlujące tym.
Po drugie Gripe water i herbatki z koprem włoskim - w naszym przypadku to odpadało, bo mała nie chciała tego pić, zresztą wcale się nie dziwię, bo w odróznieniu od kropelek słodkich to jest obrzydlistwo. Ale może akurat wasz maluch jest zwolennikiem dziwnych smaków ;) w lekkich kolkach koper pomaga, nasza akurat była ekstremalna.
Po trzecie ciepłe okłady - to naprawdę pomaga, Córa dzień w dzień zasypiała z ciepłym okładzie na brzuszku i przesypiała tak ze dwie godziny, co jakiś czas oczywiście na nowo podgrzewałam okład, ale sprawiał cuda no i odetchnięcie od płaczu. My stosowaliśmy dwie metody : dobrze sprawdzał się okład żelowy do podgrzewania w mikrofali ale równie dobre były mocno przeprasowane pieluszki (nie zliczę ile ja ich spaliłam w tamtym okresie ;), żelowy kompres jest w tym lepszy, że dłużej oddaje ciepło.
Po czwarte suszarka - niektóre maluchy dobrze reagują i na ciepły strumień i na szum suszarki, aczkolwiek mojej Córze szybko się to przestało podobać, bo przeszkadzało zmęczonemu brzuszkowi iść spać.
Po piąte - i tu muszę pochwalić tatusia, który wpadł na ten pomysł - rowerek, czyli ćwiczenia rozluźniające, w późniejszym wieku pomagały też na zaparcia i ogólne bóle brzuszka - kładziemy delikwenta na pleckach na podusi no i bierzemy się za jego nogi, przyciskamy kolanka do brzuszka i zataczamy koła, bądzcie przygotowane na ostry sprzeciw ;) jest też metoda I LOVE YOU czyli masowanie brzuszka pisząc literki , uciskając lekko i pamiętając o kierunku w góry po lewej, na dół po prawej - delikwenta kładziemi na pleckach na kolanach z nogami opartymi na brzuchy naszym.
Po szóste - nosidełko, bujaczek, leżaczek, wibracje - w ekstremalnym wypadku można nawet się z dzieciakiem przejechać samochodem. U nas dobrze wychodziło majtanie w foteliku samochodowym, bujanie itp ruchy kojące, ale nie za często pozwalaliśmy Córze na spanie w takiej pozycji a wyjmowana zaraz zaczynało się darcie od nowa. Fajnie się tez sprawdzał bujaczek z wibracją ale tu z koleji w porach wieczorno-nocnych wkurzające było to burczenie.
Po siódme/ósme/dziewiąte - dużo cierpliwości, dużo przytulania, przygotujcie się na zarwane noce, ustalcie z tatusiami podział dyżurów bo same nie dacie rady, wstawajcie na zmianę, noście, przytulajcie, masujcie. Czasami zmiana warty też uspokaja delikwenta ryczącego (nawet drącego paszcze, bo płacz kolkowy jest inny od reszty ryków i narawdę mrozi krew). No i przygotujcie się na noce we troje, bo o wiele łatwiej sie reaguje jak maluszek jest obok i można nawet w przerwach między atakami przyciąć chrabąszcza sobie ;)
Tyle o kolkach :) mam nadzieję niejednej mamuście stroskanej pomogą moje rady.
No i niestety drogie mamy, te 100 dni trzeba przeżyć (choć naprawdę to nie liczyłam ile to tak naprawdę trwa) i w większości dostepnych środków nie wyeliminuję tej doleglowości a jedynie ją trochę złagodzi. W naszym przypadku kolka miała naprawdę ekstremalny przebieg, Córa darła się w niebogłosy jak rozdzierana na kawałki, co moje mamine serce też łamało na części. Ile ja bym wtedy dała, żeby to minęło...później się okazało iż to nietolerancja na białko, do tego doszedł refluks, chlustające wymioty itp...no ale od kolek sie zaczęło, a późniejsza diagnoza nie zachamowała by tej doleglowości i tak.
Wieczory i noce są oczywiście najgorsze ale w przypadku mojej Córy kolka atakowała z nienacka nawet na spacerkach, co oczywiście spotykało się od razu z ukratkowymi spojrzeniami i szeptami w stylu - wzieli gówniare za nianie i nie umie nawet dziecka uspokoić. A możecie mi wierzyć (lub same się przekonałyście/przekonacie), że kolka to przeciwnik atakujący najsłabszy wasz punkt w najmniej oczekiwanym momencie i z takiej strony, że nawet się ręką nie zasłonicie.
Poniżej parę sprawdzonych sposobów, które pomagały trochę ulżyć naszej okruszynie.
Po pierwsze kropelki, pomagały trochę, obecnie na rynku jest spory wybór, za czasów naszej kolki był Espumisan - ale on miałam wrażenie nie działał no i polecane do tej pory niemieckie Sab Simplex - one rzeczywiście koiły brzuszek, w naszym przypadku nie było trudno ich zdobyć bo mam w Szwablandzie rodzinkę, która szybko nam wysłała zapas, ale na forum mozna znaleźć osoby handlujące tym.
Po drugie Gripe water i herbatki z koprem włoskim - w naszym przypadku to odpadało, bo mała nie chciała tego pić, zresztą wcale się nie dziwię, bo w odróznieniu od kropelek słodkich to jest obrzydlistwo. Ale może akurat wasz maluch jest zwolennikiem dziwnych smaków ;) w lekkich kolkach koper pomaga, nasza akurat była ekstremalna.
Po trzecie ciepłe okłady - to naprawdę pomaga, Córa dzień w dzień zasypiała z ciepłym okładzie na brzuszku i przesypiała tak ze dwie godziny, co jakiś czas oczywiście na nowo podgrzewałam okład, ale sprawiał cuda no i odetchnięcie od płaczu. My stosowaliśmy dwie metody : dobrze sprawdzał się okład żelowy do podgrzewania w mikrofali ale równie dobre były mocno przeprasowane pieluszki (nie zliczę ile ja ich spaliłam w tamtym okresie ;), żelowy kompres jest w tym lepszy, że dłużej oddaje ciepło.
Po czwarte suszarka - niektóre maluchy dobrze reagują i na ciepły strumień i na szum suszarki, aczkolwiek mojej Córze szybko się to przestało podobać, bo przeszkadzało zmęczonemu brzuszkowi iść spać.
Po piąte - i tu muszę pochwalić tatusia, który wpadł na ten pomysł - rowerek, czyli ćwiczenia rozluźniające, w późniejszym wieku pomagały też na zaparcia i ogólne bóle brzuszka - kładziemy delikwenta na pleckach na podusi no i bierzemy się za jego nogi, przyciskamy kolanka do brzuszka i zataczamy koła, bądzcie przygotowane na ostry sprzeciw ;) jest też metoda I LOVE YOU czyli masowanie brzuszka pisząc literki , uciskając lekko i pamiętając o kierunku w góry po lewej, na dół po prawej - delikwenta kładziemi na pleckach na kolanach z nogami opartymi na brzuchy naszym.
Po szóste - nosidełko, bujaczek, leżaczek, wibracje - w ekstremalnym wypadku można nawet się z dzieciakiem przejechać samochodem. U nas dobrze wychodziło majtanie w foteliku samochodowym, bujanie itp ruchy kojące, ale nie za często pozwalaliśmy Córze na spanie w takiej pozycji a wyjmowana zaraz zaczynało się darcie od nowa. Fajnie się tez sprawdzał bujaczek z wibracją ale tu z koleji w porach wieczorno-nocnych wkurzające było to burczenie.
Po siódme/ósme/dziewiąte - dużo cierpliwości, dużo przytulania, przygotujcie się na zarwane noce, ustalcie z tatusiami podział dyżurów bo same nie dacie rady, wstawajcie na zmianę, noście, przytulajcie, masujcie. Czasami zmiana warty też uspokaja delikwenta ryczącego (nawet drącego paszcze, bo płacz kolkowy jest inny od reszty ryków i narawdę mrozi krew). No i przygotujcie się na noce we troje, bo o wiele łatwiej sie reaguje jak maluszek jest obok i można nawet w przerwach między atakami przyciąć chrabąszcza sobie ;)
Tyle o kolkach :) mam nadzieję niejednej mamuście stroskanej pomogą moje rady.
wtorek, 1 stycznia 2013
bo brudne dziecko to szczęśliwe dziecko (i o plusach lumpeksów)
Dzisiaj nie wiem czemu naszedł mnie ten temat. Przeglądając dzisiaj z Córą zdjęcia co chwila mówiła -o Babiś ma brudne rączki, o Babiś ma brudną buzię itp...
Zdjęć takich mamy bez liku....
Ale nie od początku byłam taka wyluzowana ;)
Jestem tym typem, naszczęście dla mojego portfela ;) , który uwielbia lumpeksy. O ile w przypadku moim czyli sprzed Córy było to podyktowane chęcią włożenia czegoś na tyłek w rozmiarze XXL co nie będzie przypominało worka na śmieci. A, że nie było fajnych sklepów wtedy typu H&M czy Kappahl to lumpy były faja kopalniatakich marek jak George, Next, Dorothy Perkins. W przypadku Córy zaś lumpeksy pozwalały mi na spokojną zabawę z dzieckiem bez strachu, że czeka mnie kolejne pranie lub zrujnują mnie zakupy.
I w tym momencie rozszerze też temat na lumpeksy właśnie.
Pierwszy miesiąc życia Córa spędziła w nowiuteńkich, wyprasowanych na dziesięć stron ubrankach, a ja przy każdym ulaniu lub wybuchu drugą stroną leciałam zapierać wszystko w cytrynowym mydełku ;) no ale po pewnym czasie zmądrzałam, zaczęłam latać po lumpeksach :) i moje życie stało sie szczęśliwsze :D pranie raz w tygodniu mi w zupełności wystarczyło i po dzień dzisiejszy wyrabiam taka normę.
Kochane mamy, naprawdę i wy i wasze dzieci będziecie szczęśliwsze jak od czasu do czasu pozwolicie im się porządnie wybrudzić. A w niektórych wypadkach nie wystarczy sie zaopatrzyć w śliniaki ;)
No i tu przyda się odpowiednia ilość rzeczy na zmianę. W moim przypadku do chwili obecnej całą garderobę Córy mam podzieloną na rzeczy domowe i rzeczy wychodne. Rzeczy domowe to przeważnie lumpeksowe są, ewentualnie lepsze ale poplamione lub pozszywane, no a wyjściowe to wiadomo, jakies szaleństwa w markowych sklepach :D
Przy malarskich aktywnościach, które Córa do tej powy lubi przydał się nam na początek zestaw z Lidla
Jest to fartuszek i duża mata, można ja położyć na stolik albo na podłogę. Teraz już Córa tak nie szaleje przy malowaniu ;) a farbki akwarele łatwo się spierają w orzechach ( o orzechach też wspomnę niedługo gdyż są bardzo niedoceniane uważam).
Kwestia samodzielnego jedzenia to też ważna sprawa. No i tutaj powiedzenie, że śliniak nie wystarczy jest ważne :) no i nie można dziecku nie pozwolić na próby samodzielnego jedzenia bo to nie jest dobre. Zreszta jedzenie palcami tez jest fajne, Córa do tej pory czasami tak je a potem krzyczy - mamo, rączki brudne, daj chusteczkę :D niestety przy rodzinnych uroczystościach spotyka się to z oburzeniem okolicy bliższej i dalszej no ale HELLLLLLO mama i tata tez chcą coś zjeść , nie mogę całe życie karmić Córki z obawy przed ubrudzeniem, wylaniem, wysypaniem, rozrzuceniem itp. Poza tym co się nie dosprząta, nie domyje, nie dowytrze to pies zje ;) no i zawsze na takie akcje mam zapas bluzeczko sukienko rajstopek. Oburza mnie też fakt mamusiek, które latają za dzieckiem z chusteczką - antoś nie rusz psa bo się pobrudzisz, zosiu używaj widelca, grażynko mama da ci pić bo się wyleje.....BLEEEE
Uwielbiam jak moje dziecko się brudzi :) jak lata po kałużach i ubłaca spodnie, jak na bluzce po całym dniu widać co jadła...
- co dziś dałaś Gabrysi na obiad?
- powąchaj plamę na spodenkach
- a co było na deser?
- domyśl się po kolorze plam na bluzce...
No przecież to się spierze, jak się nie spierze to można wyrzucić (kupuję za 2zł to mi nie szkoda). A jak się nie spierze to źle pierzecie ;)
Wracając do lumpeksów, najlepiej jak popytacie znajomych, w dzisiejszych czasach to już nie wstyd a lans jak umie sie perełki wygrzebać. Aczkolwiek niektórzy nie będą chcieli podzielić się miejscówkami, chyba, że macie dzieciary w różnym wieku i nie stanowicie konkurencji. Ja mam kilka swoich ulubionych i dodatkowo na wojażach wstępuje i sie rozglądam.
Mam dwie główne strategie, jak szukam czegoś konkternego, kurtki, spodni, sukienki itp to wybieram się na otwarcie. Jak szukacie czegoś w dobrym stanie i czegos konkretnego to można wydać np 20zł na kurtkę lub 10zł za ocieplane spodnie lub sukienke wróżki na bal a i tak będzie to okazja i mniej wydacie niż w sklepie. Druga moja opcja to ostatni dzień po 2zł lub 1zł, wtedy jak szukam np spodni, koszulek, bluz po domu lub na działke i zbieram wszystko jak leci byle by miało dobry rozmiar.
Ostrzegam tylko mamy o słabych nerwach, że na otwarciu z rana dzieją się dantejskie sceny i żeby sobie oszczędzić przepychanek można wejść z pół godziny wcześniej. Najlepiej bez dzieci i w towarzystwie, np jedna osoba trzyma rzeczy a inna buszuje. Mi się nie raz zdarzało wpaść z Córa do lumpa ale takiego co go znam i Paniusie nas znają i nie krzyczą na nas jak Córa bawi się za kotarą w ubieranie misia ;)
Znalezienie dobrego lumpeksa to też sztuka, ogólnie polecam sieciówkę Fuks, mają ogólnie dobre rzeczy i nie zdzierają, osobiście omijam lumpeksy po 30zł za kilogram, wolę te z metkami lub ceną za sztukę, od razu wiadomo co za ile i nie trzeba prosić o zważenie i wycenę. W moich lumpeksach patrzę przede wszystkim na metkę, wiadomo, że opłaca się kupować Next, George, Cherokee, H&M, Motherare, Kappahl, Reserved. Są to marki gdzie nawet używane rzeczy są w dobrym stanie. No a moja Córa nosi naprawdę markowe, orginalne ciuchy i nikt nie wierze, że to za 5zł a ja nie wydaje całej wypłaty :)
Mogłabym tak długo o lumpach :) może i kiedyś jeszcze o tym wspomnę...
Zdjęć takich mamy bez liku....
Ale nie od początku byłam taka wyluzowana ;)
Jestem tym typem, naszczęście dla mojego portfela ;) , który uwielbia lumpeksy. O ile w przypadku moim czyli sprzed Córy było to podyktowane chęcią włożenia czegoś na tyłek w rozmiarze XXL co nie będzie przypominało worka na śmieci. A, że nie było fajnych sklepów wtedy typu H&M czy Kappahl to lumpy były faja kopalniatakich marek jak George, Next, Dorothy Perkins. W przypadku Córy zaś lumpeksy pozwalały mi na spokojną zabawę z dzieckiem bez strachu, że czeka mnie kolejne pranie lub zrujnują mnie zakupy.
I w tym momencie rozszerze też temat na lumpeksy właśnie.
Pierwszy miesiąc życia Córa spędziła w nowiuteńkich, wyprasowanych na dziesięć stron ubrankach, a ja przy każdym ulaniu lub wybuchu drugą stroną leciałam zapierać wszystko w cytrynowym mydełku ;) no ale po pewnym czasie zmądrzałam, zaczęłam latać po lumpeksach :) i moje życie stało sie szczęśliwsze :D pranie raz w tygodniu mi w zupełności wystarczyło i po dzień dzisiejszy wyrabiam taka normę.
Kochane mamy, naprawdę i wy i wasze dzieci będziecie szczęśliwsze jak od czasu do czasu pozwolicie im się porządnie wybrudzić. A w niektórych wypadkach nie wystarczy sie zaopatrzyć w śliniaki ;)
No i tu przyda się odpowiednia ilość rzeczy na zmianę. W moim przypadku do chwili obecnej całą garderobę Córy mam podzieloną na rzeczy domowe i rzeczy wychodne. Rzeczy domowe to przeważnie lumpeksowe są, ewentualnie lepsze ale poplamione lub pozszywane, no a wyjściowe to wiadomo, jakies szaleństwa w markowych sklepach :D
Przy malarskich aktywnościach, które Córa do tej powy lubi przydał się nam na początek zestaw z Lidla
Jest to fartuszek i duża mata, można ja położyć na stolik albo na podłogę. Teraz już Córa tak nie szaleje przy malowaniu ;) a farbki akwarele łatwo się spierają w orzechach ( o orzechach też wspomnę niedługo gdyż są bardzo niedoceniane uważam).
Kwestia samodzielnego jedzenia to też ważna sprawa. No i tutaj powiedzenie, że śliniak nie wystarczy jest ważne :) no i nie można dziecku nie pozwolić na próby samodzielnego jedzenia bo to nie jest dobre. Zreszta jedzenie palcami tez jest fajne, Córa do tej pory czasami tak je a potem krzyczy - mamo, rączki brudne, daj chusteczkę :D niestety przy rodzinnych uroczystościach spotyka się to z oburzeniem okolicy bliższej i dalszej no ale HELLLLLLO mama i tata tez chcą coś zjeść , nie mogę całe życie karmić Córki z obawy przed ubrudzeniem, wylaniem, wysypaniem, rozrzuceniem itp. Poza tym co się nie dosprząta, nie domyje, nie dowytrze to pies zje ;) no i zawsze na takie akcje mam zapas bluzeczko sukienko rajstopek. Oburza mnie też fakt mamusiek, które latają za dzieckiem z chusteczką - antoś nie rusz psa bo się pobrudzisz, zosiu używaj widelca, grażynko mama da ci pić bo się wyleje.....BLEEEE
Uwielbiam jak moje dziecko się brudzi :) jak lata po kałużach i ubłaca spodnie, jak na bluzce po całym dniu widać co jadła...
- co dziś dałaś Gabrysi na obiad?
- powąchaj plamę na spodenkach
- a co było na deser?
- domyśl się po kolorze plam na bluzce...
No przecież to się spierze, jak się nie spierze to można wyrzucić (kupuję za 2zł to mi nie szkoda). A jak się nie spierze to źle pierzecie ;)
Wracając do lumpeksów, najlepiej jak popytacie znajomych, w dzisiejszych czasach to już nie wstyd a lans jak umie sie perełki wygrzebać. Aczkolwiek niektórzy nie będą chcieli podzielić się miejscówkami, chyba, że macie dzieciary w różnym wieku i nie stanowicie konkurencji. Ja mam kilka swoich ulubionych i dodatkowo na wojażach wstępuje i sie rozglądam.
Mam dwie główne strategie, jak szukam czegoś konkternego, kurtki, spodni, sukienki itp to wybieram się na otwarcie. Jak szukacie czegoś w dobrym stanie i czegos konkretnego to można wydać np 20zł na kurtkę lub 10zł za ocieplane spodnie lub sukienke wróżki na bal a i tak będzie to okazja i mniej wydacie niż w sklepie. Druga moja opcja to ostatni dzień po 2zł lub 1zł, wtedy jak szukam np spodni, koszulek, bluz po domu lub na działke i zbieram wszystko jak leci byle by miało dobry rozmiar.
Ostrzegam tylko mamy o słabych nerwach, że na otwarciu z rana dzieją się dantejskie sceny i żeby sobie oszczędzić przepychanek można wejść z pół godziny wcześniej. Najlepiej bez dzieci i w towarzystwie, np jedna osoba trzyma rzeczy a inna buszuje. Mi się nie raz zdarzało wpaść z Córa do lumpa ale takiego co go znam i Paniusie nas znają i nie krzyczą na nas jak Córa bawi się za kotarą w ubieranie misia ;)
Znalezienie dobrego lumpeksa to też sztuka, ogólnie polecam sieciówkę Fuks, mają ogólnie dobre rzeczy i nie zdzierają, osobiście omijam lumpeksy po 30zł za kilogram, wolę te z metkami lub ceną za sztukę, od razu wiadomo co za ile i nie trzeba prosić o zważenie i wycenę. W moich lumpeksach patrzę przede wszystkim na metkę, wiadomo, że opłaca się kupować Next, George, Cherokee, H&M, Motherare, Kappahl, Reserved. Są to marki gdzie nawet używane rzeczy są w dobrym stanie. No a moja Córa nosi naprawdę markowe, orginalne ciuchy i nikt nie wierze, że to za 5zł a ja nie wydaje całej wypłaty :)
Mogłabym tak długo o lumpach :) może i kiedyś jeszcze o tym wspomnę...
Subskrybuj:
Posty (Atom)